Mięso górą czyli Cargo
Do Cargo przyciągnęło nas oczywiście mięso. Jeszcze przed oficjalnym otwarciem. Ktoś doniósł, że już był i chce wrócić. Chętnie się więc przyłączyliśmy. W cztery osoby można już trochę zjeść i popróbować dań z rożnych sekcji menu. Jak zwykle obowiązywała zasada, że nie zamawiamy tych samych dań. Niby oczywiste, ale czasem niektórzy próbują się wyłamać. 😉 Co tu dużo mówić, sama czasem mam ochotę się wyłamać, kiedy ktoś przede mną zamówi moje upatrzone danie. Na szczęście tym razem obeszło się bez kłótni i dało się złożyć zamówienie na cztery rożne przystawki i dania główne.
Tym razem tatara (32 PLN) zamówił Widelec, który jeszcze pół roku temu na widok tatara pytał: czy może mi to ktoś wrzucić na patelnię i podsmażyć? A teraz wyrasta mi na smakosza. 😉 Samo mięso oceniliśmy bardzo dobrze (choć z chęcią dodalibyśmy odrobinę musztardy w celu zaostrzenia smaku), natomiast niektóre dodatki nie do końca zostały przemyślane. No bo jak dodać do tatara nieposiekane grzyby? Co tam robi rukola i marchewka? Kolejną mięsną przystawką był pasztet z wątróbki wołowej (19 PLN). W moim przekonaniu, raczej z wątróbką wołową, bo jego smak był bardzo nijaki. Zwłaszcza w połączeniu z podanymi do pasztetu piklami.
Łosoś macerowany w ginie (29 PLN) budził mieszane uczucia. Dla jednych był całkiem przyjemny, dla mnie zgubił w alkoholu całą swoją łososiowatość. Gin uwielbiam w wielu kompozycjach, ale chyba nie z łososiem. Świetnie za to zapowiadała się zupa rybna (29 PLN), podana w garnku z dorodną krewetką i ostrygą na wierzchu. Zupa jest naprawdę smaczna, pełna rybno-warzywnych smaków. Do pewnego zgrzytu dochodzi dopiero kiedy próbujecie zjeść pływające w zupie ryby. Są pełne ości, których nie da się łatwo usunąć, każda próba konsumpcji kawałków ryby kończy się wyciąganiem ości z ust. Mimo iż znajdowałam się w gronie bliskich przyjaciół, czułam się bardzo niekomfortowo. Zepsuło mi to całą przyjemność konsumpcji całkiem nieźle zapowiadającej się potrawy.
Przebolałam jednak szybko zupę, kiedy na stole pojawiły się steki. Zamówiliśmy sezonowany rostbef (62 PLN) i antrykot (81 PLN). Rostbefu próbowałam jeszcze później, goszcząc na oficjalnym otwarciu Cargo i wtedy wypadł świetnie. Może dlatego, że był lepiej (czytaj krócej) wysmażony. Mój kawałek był niestety bliżej medium well niż medium rare, ale i tak był niczego sobie. Powiem więcej był bardzo dobry, ale niestety bladł przy soczyście krwistym antrykocie. Jeśli miałabym coś polecić to zdecydowanie antrykot. Do steków wzięliśmy dwa sosy: z zielonym pieprzem i z niebieskim serem pleśniowym. Ciężko powiedzieć który był lepszy. Ja skłaniałam się raczej ku serowemu, ale była też opcja mocno pieprzowa. Sosy i steki zdecydowanie na plus.
Na plus zaliczyć należy również dodatki: domowe frytki (7 PLN), szpinak, który jednak świetnie obył by się bez migdałów (wtedy 7 PLN, obecnie 10 PLN), grillowane warzywa (wtedy 7 PLN, obecnie 10 PLN) i pieczonego ziemniaka (7 PLN). Wśród dodatków brakuje mi tylko sałatki coleslaw, kiedyś zohydzonej mi przez amerykańskie fast foody typu Wendy’s. Ostatnio na coleslaw mam wielkiego smaka i zawsze podjadam ją Widelcowi, kiedy zamówi żeberka na Praskiej. Ja najchętniej zamówiłabym sam coleslaw. Wracając do Cargo, tam też Widelec zamówił żeberka (42 PLN). Podawane są w sosie bourbon kolbą kukurydzy. Są bardzo mięsne i dość tłuste. Nawet dla Widelca. Ostatnim daniem głównym, którego spróbowaliśmy był stek z miecznika (wtedy 51, obecnie 49 PLN) z moim „ulubionymi” balsamicznymi bohomazami, które jednak zauważyłam dopiero na zdjęciu, gdyż zbyt byłam zajęta konsumpcją steka, aby zwracać uwagę na miecznika. Miecznik całkiem zacny. Ale i tak nie wygrał z antrykotem
Skusiliśmy się też na jeden deser do podziału, aby przetestować i tę część menu. Niestety cytrynowa tartą z bezą i sosem malinowym (wtedy 17 PLN, teraz 19 PLN) nie podbiła naszego podniebienie. Spód nie był ani trochę kruchy, krem i beza przede wszystkim słodkie. Sytuacji nie ratował nawet sos malinowy. Niech Cargo lepiej zostanie przy mięsie i dodatkach do niego, bo to im zdecydowanie lepiej wychodzi.
Kolacja dla czterech osób, bez napojów alkoholowych, tylko z wodą: 428 PLN.
Cargo, ul. Dolnych Młynów 10, Kraków.
Aśka
maj 21, 2017 @ 10:03:21
Byłam tam, drogo, mało i niezbyt dobrze, pasztet kiepski a te pikle do niego nie zjadliwe, burgery podejrzewam że mrozonka, dużo lepsze i tańsze można zjeść na mieście. Osobiście nie polecam