Obiad po dwóch stronach Atlantyku czyli Mavericks i La Petite France

Jedna historia zaczęła się od tego, że hotel Andels postanowił odświeżyć hotelową restaurację i, śladem berlińskiego odpowiednika, wprowadzić w Krakowie kuchnię kalifornijską. Druga, od zamówienia przez UberEats, a właściwie od mojej ciąży, bo to w tym czasie zaczęłam pochłaniać więcej deserów. A może już od studiów, kiedy powtarzając „Ils sont foux ces Francais” jednocześnie czułam słabość do kultury i kuchni francuskiej? Oprócz quiche. Nie cierpiałam jeść quiche! Kiedy wspominam wyjazdy do Francji w czasach szkoły podstawowej, to niechęć do quiche jest chyba jednym z najsilniejszych wspomnień.Kraków - Mavericks - Ryba dnia: dorada, rib eye

Wracając do restauracji Mavericks, to wkrótce po jej otwarciu uczestniczyłam w kolacji dla blogerów i influencerów, podczas której pochwalili się częścią dań z karty. Większość potraw wypadła naprawdę dobrze, może za wyjątkiem deserów, które deserowego neofity, jakim jestem, zupełnie nie przekonały. Może i ciastka jem namiętnie od niedawna, ale swoje w życiu upiekłam więc wiedzę jakąś tam mam. Dodam tyko,że Key Lime Pie nie smakowało mi tak samo na Florydzie jak w Andelsie więc może jednak się nie znam. 😉

Kraków - Mavericks - Chleb i wino

Na zakończenie kolacji, dostaliśmy vouchery na 200 PLN, aby każdy z nas mógł jeszcze raz spróbować kalifornijskich smaków. Akurat za Widelcem chodził stek, a w restauracji Mavericks steki serwują i miejsca na wózek jest sporo, więc voucher postanowiliśmy dość szybko zrealizować. Dopiero wtedy, studiując ponownie kartę Mavericks, zwróciłam uwagę na ceny i zorientowałam się, że do vouchera trochę jednak będzie trzeba dołożyć. Ale o tym za chwilę.Kraków - Mavericks - stek

Gdyby nie ta kolacja, i nie ten voucher, do Mavericks pewnie nigdy bym nie trafiła, bo nigdy nie pociągał mnie ogródek, który mijałam zmierzając z Galerii Krakowskiej na przystanek tramwajowy. Wiadomość o otwarciu restauracji z kuchnią kalifornijską mnie ucieszyła, ale gdy skojarzyłam adres i zorientowałam się, ze będzie to restauracja hotelowa, to entuzjazm zmalał, bo restauracja hotelowa z dobra kuchnią mi się nie kojarzy, choć stereotyp ten doskonale łamią Amarylis czy Filipa 18. No ale poszliśmy. Widelec zamówił wytęsknionego steka (110 PLN) i frytki (10 PLN), ja Surf’N’Turf Roll (36 PLN) i rybę dnia (72 PLN), Towarzysząca nam znajoma restauratorka postanowiła sprawdzić czy Meat &Go może się poczuć zagrożone w konkurencji na najlepszą kanapkę Reuben (36 PLN). Desery sobie darowaliśmy, skusiłam się za to na kieliszek Chardonnay (25 PLN) i był to zdecydowanie lepszy wybór niż deser. Pozostała część uczestników obiadu raczyła się popularnym napojem gazowanym(12 PLN). Dla uzupełnienia obrazu, Łyżeczka konsumowała przygotowane przez rodzicielkę bananowe placuszki z poziomkami i borówką amerykańską.

Kraków - Mavericks - SURF’N’TURF ROLL

Rollsy wypadły słabo. Wołowina na górze była rewelacyjna – różowiutka, soczysta. Ale niestety ryż, twardy i rozpadający się, zepsuł całe wrażenie. Kanapka Reuben – niestety jedna z gorszych jakie jadłam, mięso bez wyrazu, kapusta i ser słabej jakości. Zdecydowanie obronił się stek, choć stopień wysmażenia zamówiony przez Widelca woła o pomstę do nieba. Mimo próby dokonania mordu na wołowinie, stek był wciąż soczysty. Użalać się można było tylko nad wielkością porcji. Moja dorada była za to pokaźnych rozmiarów, a zarazem świetnie przygotowana. Mimo tego, musiałam objeść Widelca z frytek, bo znów nie doceniłam apetytu matki karmiącej.Kraków - Mavericks - Reuben

Kraków - Mavericks - Ryba dnia: dorada

Kraków - Mavericks - RIBEYE GRILLOWANY

Ciężko mi podsumować moją opinię o Mavericks. Z jednej strony, podczas ostatniej wizyty, dostaliśmy dwa dobre i dwa słabe dania, jednak z drugiej, w pamięci mam kolację degustacyjną, podczas której zdecydowana większość dań (próbowaliśmy sałatki, makaronu, tacos, tuńczyka) prezentowała wysoki poziom. Jedno jest pewne: z takimi cenami ciężko im będzie przyciągnąć gości spoza hotelu, bo ich oferta nie jest na tyle ciekawa ani na tyle atrakcyjna (smakowo i cenowo).

Kraków - La Petite France - witryna

Jako, że ostatnio nie potrafię obejść się bez deseru, po obiedzie powędrowaliśmy w stronę ulicy Szpitalnej gdzie umyśliłam sobie zjeść desery z kremem czekoladowym. Pamiętacie jak zamówiłam UberEatsem kolorowe eklery kompletnie nie warte swojej ceny? Zapomnijcie o nich! Pewnego wieczoru chciałam ugościć przyjaciela od kurczaków winem i deską serów. Tę ostatnią znalazłam w ofercie La Petite France. Tanio nie było, ale sery za to były wyborne. Przy okazji zauważyłam też, ze mają na deser eklery z kremem czekoladowym (7 PLN). Szczęśliwym trafem, przyjaciel od kurczaków okazał się być na diecie i sery zjadł, a eklerem wzgardził ku uciesze mojej i Widelca, bo mogliśmy podzielić się jego deserem. No i teraz na te eklery wróciliśmy. Były tylko dwa, a nas trójka, więc zamówilismy jeszcze creme brulee (10 PLN). Ten ostatni tez niczego sobie, ale jadłam lepsze. Obiecałam sobie wrócić i popróbować wytrawnej oferty La Petite France. Jak tylko się uda, niezwłocznie Wam o tym doniosę.Kraków - La Petite France - ekler

Kraków - La Petite France - creme brulee

Trzy osoby zjadły W Mavericks(nie do syta) za około 370 PLN. Rachunku nie wzięliśmy, a pamięć matki karmiącej jest ulotna. Za desery, kawę i wodę zapłaciliśmy około 50 PLN.

MENU Mavericks

MENU La Petite France

Mavericks, ul. Pawia 3, Kraków.

La Petite France, ul. Szpitalna 20, Kraków.