Nie tylko krzywa wieża czyli Widelec w Pizie
Już od jakiegoś czasu o kierunkach naszych wycieczek decydują nie tylko atrakcje turystyczne, ale i kulinarne. Tak też było w przypadku Pizy. Choć muszę przyznać, że krzywa wieża nas oczarowała. Lubiliśmy ją odwiedzać szczególnie w nocy, kiedy nie była otoczona tłumem turystów. Za to jedzenia w bezpośrednim sąsiedztwie Piazza dei Miracoli nie mogę polecić. Któregoś dnia złapała nas ulewa i nie mieliśmy innego wyjścia jak tylko usiąść na kawie w pierwszej lepszej kafejce. Jako, że zbliżała się pora lunchu, a śniadanie, choć smaczne (croissant z Nutellą), nie było zbyt obfite, zamówiliśmy też panini. Gdzie jak gdzie, ale we Włoszech panini powinny być dobre. Nie mogliśmy się bardziej mylić. O ile panino Widelca z gotowaną szynką było jeszcze zjadliwe, to moje z salami i mozzarellą było po prostu tłuste i pozbawione smaku. Brrr.
Mamy tez jednak dużo pozytywnych wspomnień kulinarnych z Pizy. W wyborze restauracji posiłkowaliśmy się opiniami w Internecie, tak aby przez 3 dni poznać to, co Piza i kuchnia toskańska mają najlepszego do zaoferowania. No i oczywiście pragnęliśmy zjeść jak najwięcej owoców morza, które nigdzie nie smakują lepiej niż w sąsiedztwie morskiego wybrzeża. Dlatego nie powinien dziwić fakt, że pierwszego dnia wybraliśmy się do Le Repubbliche Marinare – restauracji specjalizującej się w owocach morza. Jedno jest pewne: gdyby nie Google Maps, nigdy byśmy tam nie trafili, bo restauracja mieści się w wąskiej uliczce, do której wchodzi się przez niską bramę. Ale naprawdę warto ją odnaleźć.
Widelec spróbował rewelacyjnej ośmiornicy na czerwonym ryżu i carpaccio z fenkuła (9 EUR). Nigdy jeszcze nie próbowałam tak fantastycznie przyrządzonej ośmiornicy i choćby dla niej warto było odwiedzić ten lokal. Poza tym Widelec zjadł rybę pieczoną w prosecco z oliwkami i cebulą (22 EUR), którą kelner wyfiletował na naszych oczach. Trochę żałujemy, że nie nakręciliśmy filmiku. Ja spróbowałam kalmarów (8 EUR) i ręcznie robionego makaronu z krewetkami 12 EUR). Dawno nie jadłam tak pełnych smaku krewetek. Niestety, te podawane w polskich restauracjach są zazwyczaj całkowicie nijakie. Te w Pizie przypomniały mi jak powinny smakować krewetki.
Podczas wizyty w Repubbliche Marinare, Widelec zaobserwował, że siedząca za mną para (dużo starsza od nas), nie tylko, podobnie jak my, podjada sobie wzajemnie z talerzy, ale też zbiera próbki pokarmów do profesjonalnych naczyń. Poczuliśmy się jak na planie „Skrzydełko czy nóżka”. Czyżby to szpiedzy przewodnika Michelin? 😉
Po smacznym, ale, co tu dużo mówić, kosztownym lunchu w Repubbliche Marinare, następnego dnia postanowiliśmy być bardziej oszczędni i udaliśmy się do Numero Undici. Jest to lokal samoobsługowy, ale jego oferta jest o niebo lepsza niż w podobnych lokalach w Polsce. Duży wybór przystawek, zupy, dań mięsnych, rybnych i wegetariańskich. Jedynym problemem może być fakt, że menu i instrukcje w restauracji są tylko po włosku. Na szczęście obsługa jest przesympatyczna i chętnie pomaga zagubionym turystą. Nasze dania wybieraliśmy trochę w ciemno, bo nie wszystko zrozumieliśmy i tak udało nam się zjeść doskonałe papardelle z mięsem z dzika (8 EUR). Drugi zamówiony przez nas makaron były równie prosty co smaczny: Tagliatelle z cukinią i kalmarem (8 EUR) doprawione było zaledwie solą i oliwą, ale niczego mu w smaku nie brakowało. Taką kuchnię włoską lubimy!
Kolejnym odwiedzonym przez nas miejscem była Osteria I Santi, słynna nie tylko z dobrego jedzenia, ale i ciekawego wystroju, którego niestety nie udało nam się w całości uwiecznić, bo z racji ładnej pogody kolację spożywaliśmy w ogródku. Spróbowaliśmy grzanek czosnkowych w oliwie (4 EUR). Takie proste a takie pyszne! Jednak prawdziwym rarytasem okazał się talerz toskański – zestaw pięciu kanapeczek z rożnymi dodatkami: pastą z wątróbki na ciepło, grzybami, tapenadą z oliwek, soczystymi pomidorami , ogórkiem i śmietaną (5EUR). Naszym zdecydowanym faworytem była pasta z wątróbki i wkrótce podejmiemy próbę odtworzenia jej w domu. Oczywiście na przystawkach się nie skończyło. Zjedliśmy też wyśmienitą polędwicę: ja – z rukolą i parmezanem a Widelec (ah rozpusta!) ze słoniną (15 EUR każdy). Oczywiście nie mógł się tez powstrzymać od zamówienia dodatkowo frytek i szpinaku, co okazało się błędem, bo frytki były z mrożonki a szpinak kompletnie niedoprawiony. Nie zepsuło nam to jednak kolacji bo wołowinka była przednia: soczysta, lekko krwista. Taka jak lubimy.
W ostatni dzień wybraliśmy się do Viareggio żeby nacieszyć się słońcem i plażą przed powrotem do Polski. Na końcu deptaku, nad kanałem znaleźliśmy niewielką barkę, z której sprzedawano smażone owoce morza i ryby (8 EUR za porcję). Można też było spróbować smażonych grzybów. My zdecydowaliśmy się na mix owoców morza i dorsza. Już po złożeniu zamówienia zauważyłam dopisek na menu, że dorsz był mrożony. No trudno. I tak smakował super.
W Pizie spędziliśmy tylko trzy dni a oprócz wyżej wymienionych potraw próbowaliśmy też pizzy, lodów, ciastek i oczywiście kebaba. Widelec nie mógł sobie tego odmówić. Delektowaliśmy się winem, Aperol spritzem i sardyńskim piwem. Odwiedziliśmy uliczny targ i jarmark produktów z Kalabrii, gdzie zakupiłam pyszny makaron grzybowy. Kupiłabym dużo więcej (ach te słoiczki!), ale podróżowanie Ryanairem z bagażem podręcznym ma swoje ograniczenia. Na pociechę na lotnisku zakupiliśmy jeszcze salami z truflami. Czujemy, że ta wycieczka to była dopiero przygrywka do poznawania smaków Toskanii i już myślimy o powrocie w te rejony.
Norbert Grzesiak
lip 12, 2016 @ 11:10:10
Witam,
dzięki waszemu opisowi w ostatnią niedzielę mieliśmy okazję odwiedzić restaurację Le Repubbliche Marinare w Pizie, do której trafić można faktycznie tylko dzięki Wójkowi Google i jego mapom. Pierwsze co mogę napisać, to uwaga, że rozśmieszył nas kontrast w zachowaniu obsługi w stosunku do typowych knajp w mieście. Restauracja jest czynna w dwóch turach lunchu i obiadowej, byliśmy w drugiej z nich zaczynającej się od 19.00. Jako, że mieliśmy w miarę ograniczony czas pojawiliśmy się przed 19 i o dziwo spotkało się to z koniecznością oczekiwania na możliwość rozmowy o chęci spróbowania ich dań. Pani z obsługi serdecznie, acz stanowczo prosiła o zaczekanie, a po otwarciu zapytała czy mamy rezerwację, bo bez niej nie jest oczywiste zajęcie miejsca za stołem. Po krótkiej konwersacji, że jest to nasz jedyny dzień w Pizie zostaliśmy posadzeni przy stoliku i mogliśmy zostać obsłużeni przez kelnera. Gdyby nie wasz opis i chęć zjedzenia właśnie w tym miejscu ten wstęp by nas całkowicie odstraszył. Ale od tego momentu poczuliśmy się Klientami w pełnym tego słowa znaczeniu. Opis dań i rytuał filetowania oczywiście jak najbardziej zgodny mimo upływu czasu i wody w pobliskiej rzecze Arno. Jedzenie wyśmienite, może część menu uległa niewielkim zmianom, ale ocena może być tylko jedna – fantastyczne miejsce, w którym nawet proste danie jest rozkoszą dla podniebienia.
Dziękuję za opis, który pozwolił nam wybrać to miejsce i z radością mogę je polecić każdemu, kto szuka wyrafinowanego smaku jak najbardziej wartego swej ceny (tak jak napisaliście nie jest to najtańsze miejsce, ale to jakość i filozofia działania restauracji jest tu motywem najważniejszym).
Pozdrawiam
Norbert
Agnieszka
lip 12, 2016 @ 11:21:14
Dziękujemy za relację i cieszymy się, że smakowało.
Pozdrawiamy,
Agnieszka i Widelec