Ach ta baranina czyli Samarkand (zamknięte)
Ostatnimi czasy nowe lokale w Krakowie wyrastają jak grzyby pod deszczu. Mamy już restaurację tajwańską, bałkańską, a także nowy lokal z kuchnią francuską. Nas jednak najbardziej zaciekawiła restauracja prezentująca kuchnię kraju, o którym rzadko słyszymy w wiadomościach: Samarkand z kuchnią uzbecką.Ja miałam już okazję zapoznać się z fragmentem ich możliwości na Najedzeni Fest Slow Food, natomiast dla Widelca była to zupełna niespodzianka. Do lokalu przyciągało go jedno słowo: baranina. Sami wiecie jak ciężko o dobrze zrobioną baraninę w naszym mieście.
Na widok karty, Widelcowi łza zakręciła się w oku ze szczęścia: rosół z baraniną, baranina po uzbecku, szaszłyki baranie, pierogi z baraniną, a to i tak nie wszystko! Do tego żeberka, skrzydełka, karkówka czyli to co Widelec kocha najbardziej. Uwierzcie mi, że był bardzo bliski zamówienia dwóch dań głównych (oczywiście poza zupą i przystawką). Wybrał w końcu rosół z baraniny (10 PLN), baraninę po uzbecku (32 PLN) i skrzydełka z kurczaka na przystawkę (9 PLN). Ja zdecydowałam się na qoplamę (7 PLN) i szaszłyki baranie z kaszą gryczaną (28 PLN).
Na jedzenie w Samarkand chwilkę się czeka, ale można uprzyjemnić sobie ten czas popijając czarną lub zieloną herbatę, która w tym lokalu serwowana jest za darmo. Nie bez znaczenia dla czasu oczekiwania był zapewne również fakt, że w ostatnią niedzielę restauracja ta cieszyła się szczególną popularnością i została zamknięta o 16.00 na skutek wyprzedania wszystkich przygotowanych produktów (wpis ten już zniknął z ich Facebooka).
Ale warto było czekać, bo wszystko było po prostu rewelacyjnie pyszne! Skrzydełka, których zazwyczaj nie jadam, bo nie przepadam za obgryzaniem kości, w Samarkand nie sprawiają podobnych problemów. Mięso idealnie odchodzi od kości, jest kruche i soczyste, a smak uzupełnia autorski sos pomidorowy szefa kuchni. Qoplama, rodzaj ziemniaczanej tortilli, jest nadzwyczaj delikatna w smaku, przyprawiona z umiarem, z wyważonym udziałem marchewki, która nie dominuje nad pozostałymi składnikami. A to były dopiero przystawki.
W czasie gdy Widelec pałaszował rosół, tłuściutki, ale równocześnie nie za tłusty, z marchewką, ziemniakami, kawałkami mięsa i ciecierzycą, ja przystąpiłam już do konsumpcji dania głównego. Szaszłyki zrobione są z kawałków mięsa, można wyczuć te wszystkie żyłki, aczkolwiek nie przeszkadzają one w konsumpcji. Do tego kasza i rewelacyjna, lekko ostra, mini sałatka z pomidorów, papryki i czerwonej cebuli podana w połówce tej ostatniej. Mimo, że porcja jest całkiem spora, nie zajęło mi dużo czasu aby zniknęła z talerza.
Po moich szaszłykach, Widelec nie mógł doczekać się na swoje danie główne. Wreszcie wylądował przed nim spory talerz pełen baraniny i uduszonych w jej aromatycznym sosie ziemniaków i marchewek. I znów nie było mowy o żadnym obgryzaniu, mięso idealnie odchodziło od kości, rozpływało się w ustach. Baranina Widelca była doprawiona dużo delikatniej niż moje szaszłyki, smak mięsa był tylko delikatnie podkreślony. I niczego więcej jej nie było trzeba.
Czy potrzebujecie jeszcze jakiejś zachęty? My już nie możemy doczekać się kolejnej wizyty. Bardzo jesteśmy też ciekawi co podają na śniadanie. Nie jesteśmy, co prawda, w stanie porównać dań serwowanych w Samarkand do kuchni w Uzbekistanie, ale też jest nam to porównanie kompletnie zbędne, bo to co serwują w zupełności nam odpowiada.
Syty niedzielny obiad dla dwóch osób kosztował 86 PLN.
Samarkand, ul. Dajwór 3, Kraków
Przekleństwo długiego weekendu czyli Najedzeni Fest! Lokalnie | Z widelcem po Krakowie
cze 22, 2014 @ 21:58:34
[…] zanim zniknęła w przepastnej paszczy Widelca), przyszła pora na uzbecki placek z baraniną od Samarkand (8 PLN). Z wierzchu trochę suchy, ale z bardzo ciekawym, soczystym nadzieniem […]
WW
lip 15, 2014 @ 08:20:47
Hmmm, z tym mam twardy orzech do zgryzienia.
Bardzo cieszą mnie ludzie z pasją, którzy nie wahają się przed ryzykiem, żeby stworzyć co wartościowego. Każdy element tworzący całość tej restauracji mówi, że jest owocem entuzjazmu i zapału swoich twórców.
Baraninę lubimy, Uzbekistan podobno piękny, ale jednak w zachwyt nie wpadliśmy. To co próbowaliśmy było dobre, smaczne, ciekawie podane, ale nie zachwycało.
Jeśli można, to moim zdaniem warto rozszerzyć kartę o alkohole (przydałby się duży wybór nietuzinkowych piw).
W skali szkolnej (z moich czasów…) to czwórka z plusem z szansami na piątkę (wtedy to była najwyższa ocena) w następnym semestrze 🙂
zimny
lut 25, 2015 @ 01:03:57
chyba odwiedzalismy dwie rozne knajpy… bo moj kurczak walil konskimi za przeproszeniem szczynami, az sie dziwie ze go dojadlem; do tego nie wiem czy tak ma to wygladac, ale skora owego ptaszyska byla spalona do wegla… pierozki w ciescie za podobnie zle – ciasto jak kamyczek, a nadzienie suche.
ogolnie totalne rozczarowanie a poszlismy tam z dziewczyna 14 lutego ;(