Udawanie Greka czyli Feta (zamknięte)
Zazwyczaj nie odwiedzamy restauracji w pierwszy dzień ich działalności. Głownie ze względu na brak czasu, trochę też po to aby dać czas ekipie się dograć, dopracować niedoróbki. No i żeby uniknąć tłumów. Widzieliście co działo się w Tak Yak w dzień otwarcia? W greckiej restauracji Feta, która została otwarta w ostatni weekend przy Karmelickiej, takich tłumów na szczęście nie było. Patrząc z dzisiejszej perspektywy, w sumie szkoda, że nie było, bo gdybyśmy nie znaleźli stolika, to pewnie zjedlibyśmy gdzie indziej. Najprawdopodobniej lepiej.
W tym miejscu szczęścia próbowało już kilka lokali. Zaraz po Avanti była Casa Juan, potem Mr. Lee’s, którego nawet nie zdążyliśmy odwiedzić. Zmieniają się nazwy, tapety na ścianach i obicia krzeseł. Niezmienne pozostają popiersia starożytnych. Pasują i do Rzymu, i do Grecji. Ciekawe tylko jak komponowały się z Tajwanem? Zmienia się też z pewnością obsługa, bo ta w Fecie jest młodziutka. Usłużna, sympatyczna, stara się jak może, ale widać, że przeszkolenia w zakresie obsługi gości, nie mówiąc już o podawaniu wina, nie przeszła żadnego.
Na początku naszej wizyty w Fecie dowiadujemy się czego nie ma: większości zup (codziennie dostępna jest jedna), kalmarów i dwóch dań z pieca. Tym samym pozbawiona zostaję dwóch pozycji, na które miałam ochotę. Idę więc klasycznie w musakę (23 PLN). Widelec zamawia tylko deser (też jest tylko jeden, mimo że w karcie widnieją cztery) – chałwę z kaszy z lodami (12 PLN). Nasz trenujący silną wolę, chwilowo wegetariański, przyjaciel wybiera krewetki z pomidorami i fetą smażone na ouzo (17 PLN) oraz ziemniaki z pieca (5 PLN), a jego zdecydowanie mięsożerna partnerka, zapiekane greckie sery (18 PLN) i mix grill czyli pięć rodzajów grillowanych mięs (35 PLN). Jest też z nami przyjaciel od kurczaków, który aktualnie jest na diecie i w dodatku po rodzinnym obiedzie. Dlatego nie je nic. No może na trawienie napije się kieliszek wina.
Najszybciej podana zostaje woda. Z zamówionym białym winem (50 PLN za butelkę) idzie jakoś wolniej. W końcu kelner przynosi nam wino. Półsłodkie. Butelkowane w Nowym Tomyślu. Po krótkim dochodzeniu dowiadujemy się, że w Fecie serwują też wino wytrawne, ale akurat się skończyło. Niektórzy rozwadniają więc słodkie wino wodą, niektórym w sumie nie przeszkadza. Wypiją i słodkie. Ale zapala nam się czerwona lampka. Przynoszą krewetki, chwilę później ziemniaki. Na próżno szukamy w sosie smaku ouzo czy fety. Dla mnie smakuje jak sos z niskiej jakości pomidorowej passaty. Ziemniaki natomiast po upieczeniu musiały pozostawać w jakimś podgrzewaczu bądź w wyłączonym piecu i zdążyły rozmięknąć.Smakują jak odgrzewane.
Czas na musakę. Kawałek jest spory, dlatego postanawiam się nim podzielić, żeby mieć siłę jeszcze czegoś później spróbować. Musaka składa się z grubej warstwy tłustych ziemniaków, wiórowatego mięsa (wieprzowo – wołowego), pozbawionych smaku bakłażanów i beszamelu. Szczerze żałuję, że nie ma z nami zaprzyjaźnionego Greka, który był z wizytą w Krakowie kilka dni wcześniej, bo jestem bardzo ciekawa jego opinii na temat tej wersji greckiej kuchni. Sery zapieczone w kociołku, podane na podgrzewaczu ratują trochę sytuację choć wszystkie smakują właściwie tak samo, a utopione w serach kawałki papryki i pomidora wyglądają marnie. Niestety nie podano do tego dania pieczywa.
Przed nami jeszcze grillowane mięsa i deser. Od razu Wam zdradzę, że deser był najlepszym daniem tego wieczoru. Ja, jak wiecie, fanem deserów ani chałwy nie jestem, ale dwóch „słodkolubnych” panów oceniło go pozytywnie. Co do półmiska mięs, to na pewno nie rozczarował wielkością. Z tym, że niewiele z niego zniknęło, bo nikt nie miał ochoty na suvlaki z najtłustszych części karczku, suchego kurczaka i mielone o dziwnym smaku. Najlepsza z tego wszystkiego była kiełbasa. W daniu brakowało warzyw, oliwek, może jakiegoś sosu, który skierował by nasze myśli w stronę Grecji. Czuliśmy się trochę jak na kiepskim grillu.
Po wizycie w Fecie pozostał nam niesmak. To, z pewnością, nie pierwszy lokal, który na swoim profilu posługuje się zdjęciami ze stocków, a nie zdjęciami własnych potraw, ale pierwszy który tak mnie rozczarował. I trochę mi było wstyd, że zauroczona zdjęciami na Facebooku zabrałam tam na kolację moich przyjaciół. Greckich produktów w Krakowie nie brakuje, wystarczy przejść się ulicą Krakowską. Najwidoczniej właściciele Fety o tym nie wiedzą.
W dniu otwarcia obowiązywała zniżka 30 % dlatego zapłaciliśmy tylko 153,30 PLN.
Feta, ul. Karmelicka 7, Kraków.
Ania i Krzyś
lut 06, 2016 @ 00:39:42
Po przeczytaniu Państwa recenzji wspólnie z żoną od razu skojarzyliśmy opisaną sytuację. Śledzimy Państwa bloga od bardzo dawna i do tej pory byliśmy Państwa wiernymi fanami, lecz umieszczony powyżej tekst niestety nie oddaje tego co wydarzyło się w restauracji na Karmelickiej i podważa Państwa wiarygodność. Tak się składa, że byliśmy w tym samym czasie w „Fecie”, siedzieliśmy w tej samej sali. Obsługa faktycznie, była bardzo miła i zestresowana. W końcu pierwsze wrażenie robi się tylko raz. Siedząc blisko, chcąc czy nie chcąc słyszeliśmy i obserwowaliśmy Państwa zachowanie wobec kelnerek. Wszystko pochwalaliście do momentu gdy pojawiła się dziewczyna z rachunkiem, wtedy Państwa opinia diametralnie się zmieniła, nagle wszystko było niesmaczne… gdy pytała dlaczego, sami nie byliście w stanie określić przyczyny… Trochę wyglądało to na usilne dyskredytowanie restauracji już na starcie i tworzenie problemu na siłę. Osobiście jesteśmy zadowoleni z wizyty w tej restauracji, jedzenie nam bardzo smakowało. Nie jesteśmy co prawda znawcami, ale atmosfera, wystrój i jedzenie jest naprawdę dobre i sugerujemy, aby każdy sam przekonał się czy warto odwiedzić restaurację.
Agnieszka
lut 06, 2016 @ 12:51:57
Zapewne usłyszeli Państwo nasze komentarze dopiero wtedy, gdy pojawiła się „dziewczyna z rachunkiem”, gdyż wtedy wyraziliśmy je głośno zapytani o opinię na temat jedzenia. Wcześniej nikt nas o to nie pytał, a komentarze wymienialiśmy między sobą. Może nie docierały do Państwa w całości więc dlatego mylnie odczytali Państwo ich wydźwięk. Szkoda, że zwrócili Państwo uwagi na fakt, że rzeczona „dziewczyna z rachunkiem” była bardzo zdziwiona, że nikt nie zapytał nas o zdanie przed podaniem słodkiego wina. Nie słyszeli Państwo również (tak przynajmniej przypuszczam, bo nie rozglądałam się czy ktoś nie podsłuchuje) moich uwag przekazanych „tejże” dziewczynie przy barze, gdzie musiałam się udać w celu uregulowania rachunku z powodu braku zasięgu terminala płatniczego. Cieszymy się, że Państwa wieczór mimo zakłóceń spowodowanych naszym „zachowaniem’ był mimo wszystko udany.
Pozdrawiamy,
Agnieszka i Widelec
Yolanda
lut 13, 2016 @ 00:29:36
No nie dajecie mi wyboru. Muszę koniecznie przejść się do „Fety” i na własnej skórze przekonać. Nie omieszkam też zamieścić TU swojej opinii. Nie wiem kim są właściciele. Ale wiem jedno. Grecji się nie da podrobić. Pierwszą podszytą pod Grecję restauracją w Krakowie jest „Akropolis” na Grodzkiej, którą prowadzą najprawdopodobniej jacyś Arabowie i to od lat. Dla mnie to jest profanacja. Ale widocznie to nie ma znaczenia, że Arab się podszywa. Ludzie i tak nie wiedzą, więc jedzą i jedzą nadal pozostając w nieświadomości. Kolejne „greckie” restauracje to „Hellada” na Królewskiej i na Limanowskiego. Niby wystrój jest, niby greckie potrawy, ale nie ma tam Grecji. Tam się faktycznie starają, ale się nie da, bo Grecji się nie podrobi. Może ludzie, którzy to prowadzą są faktycznie miłośnikami Grecji. Miło, ze tacy są i że próbują tę grecką kuchnię tu propagować. Kiedyś na Limanowskiego zamówiłam kalmary. Owszem. Były, ale takie to i ja sama sobie usmażę zakupione w Lidlu. Niczym się nie różnią. I wyraźny przerost formy nad treścią. Wiec gdzie ta grecka kuchnia? Powiadam. Tam, gdzie nie ma prawdziwej łapy Greka, tam nie będzie greckiej kuchni. Tam będzie kuchnia a la grecka ;). Poza tym podszywanie się pod Grecję, czy Bałkany generuje również ogromne ceny za coś, co w rzeczywistości jest kilkukrotnie tańsze. Rozumiem, ze restauracja i te sprawy, ale np. 16 zł za tzw. sałatę grecką, gdzie jest pół pomidora, pół ogórka, jakaś pseudofeta ser, parę oliwek najniższej jakości, trochę cebuli i to wszystko skropione również niezbyt wysokiej jakości oliwą? Mnie się nie oszuka 😉 Sama jestem ciekawa, co zastanę w „Fecie” :).
anna
mar 28, 2016 @ 00:13:35
Czytając powyższą „recenzję” śmiałam się w duchu. Po pierwsze, po jednej wizycie nie można stwierdzić,iż codziennie dostępny jest tylko jeden rodzaj zupy ( chyba,że ma Pani dar przewidywania- w takim razie zwracam honor 🙂 Po drugie, jako stała klientka wiem,iż kelnerzy za każdym razem pytają o rodzaj wina i przynoszą do stolika CAŁĄ BUTELKĘ. Po trzecie, czego się Pani spodziewała przy rachunku- niższej ceny? Trzeba było iść do McD, tam Pani miałaby wszystko idealnie zapakowane i opisane, a no i zapomniałam- wszystko dostępne i rachunek,by nie przestraszył ! 🙂
Jedzenie jest bardzo dobre, obsługa bardzo miła, a nastrój robi swoje, nigdzie nie widziałam tak pięknie urządzonej i klimatycznej restauracji 🙂
Agnieszka
mar 28, 2016 @ 17:57:24
Dzień dobry Pani Anno,
Cieszę się, że dobrze się pani bawi czytając nasze teksty. O tym, że codziennie dostępna jest jedna zupa, jak i jedno danie z pieca poinformowała nas obsługa. W naszym przypadku brakło niestety informacji o tym, że dostępne jest tylko wino słodkie przed otwarciem butelki.
Pozdrawiam,
Agnieszka
anna
mar 28, 2016 @ 22:09:09
Widocznie Pani się przesłyszała, wątpię,aby użyli tam słowa CODZIENNIE 🙂 Kelnerzy rzeczywiście są młodzi i jeszcze niedoświadczeni, ale to kwestia czasu, aby ich przeszkolić. „Nie od razu Rzym zbudowano”- widać,że Pani nie daje szansy młodym na rozwój, oczekując cudów w nowo-otwartej restauracji. Do perfekcji dochodzi się kroczek po kroczku. Jestem bardzo ciekawa,czemu Pani nie poprosiła właściciela lub kucharza do siebie, jeśli miała Pani tyle uwag, zażaleń i zastrzeżeń 🙂
Pozdrawiam 🙂
Agnieszka
mar 29, 2016 @ 09:51:11
Pani Anno, w takim razie przesłyszało się pięć osób. A swoje uwagi przekazaliśmy menadżerce lokalu. Ale to Pani i tak zapewne wie lepiej, bo ewidentnie dysponuje Pani dużą wiedzą na temat sytuacji, przy której Pani nie było.
Ela
kwi 07, 2016 @ 09:35:26
W Fecie byłam w sobotę wraz z córką. Obie kochamy kuchnie grecką i znamy ją dość dobrze. Uwagi mam na plus i na minus. Zacznę od minusów aby na deser pozostawić słodkie plusy 🙂
MINUSY:
1. obsługa – dziewczyny (każda w innej bluzce, tylko fartuszki mają takie same – przydałoby się mieć upięte długie włosy i takie same bluzki) są młode i faktycznie uczą się. Są miłe ale ciut nachalne.
2. FATALNE ustawienie kasy powoduje, że WSZYSTKIE 4 dziewczyny w tym menedżerka stoją wypięte tyłem do sali pełnej klientów. Wygląda to tragicznie. Dodatkowo śmichom, chichom nie ma końca – zabawa wśród nich trwa ! Problemy z rozliczaniem też są omawiane głośno i nie dyskretnie.
3. KOSZMARNE niebieskie światło na jednej sali powoduje, że po 15 min. bolą oczy, a po 30 min. ma się ochotę uciec ! Jak w prosektorium …
4. Wino. Nie ma na karafki !!! W GRECKIEJ restauracji nie do pomyślenia ! A kieliszek wina to wciąż 100 ml. !!! Żadna restauracja już nie nalewa tak śmiesznej ilości. Leją już po 150 a i czasami po 200 ml. W Grecji zawsze jest to pełny kieliszek (ok. 200 ml). Co za problem wprowadzić karafki 250, 500 i 1 l ?
5. Plus za serwetki na stole (obecnie restauracje skąpią papierowych serwetek), oliwę, przyprawy, wymienione sztućce po przystawce.
6. Plus za podanie mojej córce pustej filiżanki na własną ziołową herbatę przywiezioną ze sobą.
PLUSY:
1. Poczęstunek od restauracji – nazywane przez nich dość śmiesznie „czekadełko” – bardzo dobre kawałki pity z oliwą z oliwek i z dwoma pastami. Do tego maciupki kieliszek ouzo ale tu wtopa … bez lodu czyli solo 🙁
2. KUCHARZ ! Nam bardzo smakowało. Jadłyśmy na przystawkę ser grillowany halloumi, cukiniowe placuszki z sosem tzatziki (widać, że robiony na miejscu, a nie greckim zwyczajem z plastikowego wiadra :)), na danie główne doradę z warzywami i suvlaki z frytkami. Tym najadłyśmy się. Jeśli mamy coś podpowiedzieć to dorada z warzywami winna mieć więcej warzyw, a nie jak na ozdobę dwie różyczki brokuła i dwa plasterki marchewki … Mógłby jeszcze zostać zaproponowany chleb do ryby. Reszta bez uwag.
3. Pomysł na grecką kuchnię w Krakowie faktycznie po dziwnym Akropolis na Grodzkiej i Helladzie (gdzie zawsze bolą nas brzuchy) jest zacny ale sam kucharz restauracji nie udźwignie. Liczy się też otoczka. Tak więc warto słuchać co klienci mają do powiedzenia, a reszta się ułoży 🙂
Podpis
sie 06, 2016 @ 22:09:10
Miejsce ma pecha. Kolejna słabiutka restauracja i oczywiście już upadła, bo nie ma, co się łudzić i oszukiwać, że recenzje recenzjami, ale klienci są, albo ich nie ma;)
Magda
sie 09, 2016 @ 12:53:48
Nie dziwi mnie wcale informacja o zamknięciu tego miejsca. My również byliśmy w Fecie i odczucia mamy podobne. Zresztą z takim podejściem do gości było oczywiste, że świetlanej przyszłości nie będzie.